Forum Wojenne tajemnice - WARSZAWA i OKOLICE Strona Główna Wojenne tajemnice - WARSZAWA i OKOLICE
Stroroom WERTTREW'a
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Było i nie ma - Most Poniatowskiego

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wojenne tajemnice - WARSZAWA i OKOLICE Strona Główna -> Ciekawostki "z" i "o" Warszawie.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Apodemus
Senior



Dołączył: 02 Lip 2010
Posty: 627
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 98 razy
Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: Leszno (Wlkp)
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 15:54, 27 Lip 2023    Temat postu: Było i nie ma - Most Poniatowskiego

Niektórzy Warszawiacy mogliby być zdziwieni, że piszę o "Poniatoszczaku" w kategorii "było i nie ma"; w końcu przeprawa istnieje, ma się dobrze i jest wykorzystywana niezwykle intensywnie. Ale nie o obecnym moście będzie tu mowa.

Most Poniatowskiego wybudowano (po raz pierwszy) w latach 1904-1914. Początkowo był nazywany potocznie "Trzecim Mostem" - pierwszym był Most Kierbedzia (obecnie w jego miejscu przebiega Most Śląsko-Dąbrowski), drugim - most pod Cytadelą (w rzeczywistości były to dwa mosty - drogowy i kolejowy - jednak społeczeństwo traktowało go łącznie jako jeden). "Poniatoszczak" został częściowo zniszczony przez wojska rosyjskie w 1915 roku, jego odbudowa (z "przygodami") trwała do 1927 roku. Pod koniec II Wojny światowej, 13 września 1944 roku, most został praktycznie w całości wysadzony przez Niemców. Po zakończeniu wojny podjęto decyzję o odbudowie przeprawy, a zwalone do Wisły, zniszczone przęsła uprzątnięto, aby przywrócić możliwość prowadzenia tędy żeglugi śródlądowej.
Jednak nie wszystkie ruiny usunięto z nurtu Wisły. Jedno ze zburzonych przęseł, leżące przy prawym brzegu rzeki, nie stanowiło przeszkody dla przepływających tędy statków, dlatego pozostawiono je tak, jak upadło w 1944. Od czasu do czasu, raz na kilka - kilkanaście lat, kiedy zdarzało się ekstremalnie suche lato a poziom wody w Wiśle opadał znacznie niżej niż zazwyczaj, zwalone przęsło "Poniatoszczaka" wyłaniało się na światło dzienne. Przedzierając się przez krótki odcinek piasku i chaszczy na prawym brzegu Wisły (uregulowany jest na tym odcinku tylko lewy, "warszawski" brzeg; "praski" zachował zdecydowanie bardziej "dziki" charakter) wchodziło się nagle na fragment martwej ulicy. Upiorne wrażenie sprawiał widok wyraźnie "czytelnej" jezdni, torów tramwajowych i kikuty słupów, na których wisiała niegdyś tramwajowa sieć trakcyjna. Patrząc w kierunku lewego brzegu Wisły, widać było na końcu zwalonego przęsła wychodzące spod niego porozrywane szczątki instalacji, będących fragmentem infrastruktury miejskiej. Przyznam, że kiedy zobaczyłem to po raz pierwszy, zrobiło to na mnie ogromne wrażenie, a wyobraźnia zaczęła podsuwać obrazy i dźwięki - i nieomal usłyszałem potworny łoskot walącego się mostu i jęk rozrywanych rur, których resztki, powyginane w fantazyjne kształty, wyłaniały się spod urwanej nawierzchni. Rozstaw szyn tramwajowych był tu oczywiście "szeroki", rosyjski - bo tak właśnie zbudowana była warszawska sieć tramwajowa; zmiany rozstawu na "europejski" dokonano dopiero podczas powojennej odbudowy (relikty "szerokiego" toru można jeszcze znaleźć w paru miejscach w Warszawie, ale to temat na osobną opowieść).
Na jednym z kikutów słupów latarnianych można było obejrzeć inną ciekawą pozostałość - fragment mechanizmu windki korbowej. Dawno temu, kiedy nie używano jeszcze samochodów z podnoszonym podestem, obsługę latarni prowadzono "z poziomu gruntu". Dyżurny "latarnik" woził na ręcznym wózku zapasowe żarówki, drobne części zamienne, narzędzia i korbę. Jeśli w którejś latarni trzeba było np. wymienić żarówkę, opuszczał korbą oprawę, która "zjeżdżała" na stalowej lince, wymieniał żarówkę, czyścił klosz itd., a potem tą samą korbą wciągał oprawę z powrotem na górę. Oprawa miała specjalną "wtyczkę", która przy podnoszeniu trafiała w swoje "gniazdo" u góry, a zabezpieczeniem przed niekontrolowanym zjazdem oprawy była zębatka z zapadką. Podczas podnoszenia oprawy, zapadka wydawała charakterystyczny terkot. Jeszcze parędziesiąt lat temu widziałem w Warszawie latarnie z zachowanym takim mechanizmem (oczywiście nieczynnym od wielu lat), ale sukcesywna wymiana słupów "wycięła" chyba wszystkie takie relikty. Odnowione, stare latarnie, ustawione w paru miejscach, są już pozbawione tych "windek". Ale to znowu temat na osobną opowieść.
Kiedy wieść o ukazujących się raz po raz szczątkach trafiła do mediów, zaczęli się tam licznie pojawiać spacerowicze, zainteresowani nietypowym okruchem historii miasta. Niestety, "przy okazji" trafiali tam też tzw. "złomiarze", którzy zaczęli powoli, choć sukcesywnie "nadgryzać" ruinę.
W 2012 roku opisywane szczątki mostu zostały rozebrane. Niewielkie fragmenty trafiły do muzeum, reszta poszła na szmelc. Czy słusznie? Nie podejmę się oceny; jako miłośnik ruin, rdzy i zapomnienia mógłbym nie być obiektywny. Moim zdaniem trochę szkoda: wyeksponowany na wystawie fragment, jakkolwiek zabezpieczony i zaopatrzony w odpowiedni opis, nie będzie już robił takiego wrażenia, jak pozostawiony "in situ", razem z całą "otoczką" czy "krajobrazem", w którym tkwił. Staram się jednak wierzyć w to, że odpowiedni fachowcy wiedzą co robią.
Prezentowane zdjęcia zrobiłem w grudniu 2011 roku (kiedy jeszcze most leżał "na swoim miejscu"), część fotografii pochodzi z roku 2012, kiedy trwała już rozbiórka. Daty wykonania zaznaczyłem w podpisach do poszczególnych fotografii. Tutaj przyznam się do czegoś mało chwalebnego... otóż: przed wojną chodniki (a niekiedy i jezdnie) na mostach wyłożone były brukiem drewnianym. Taka nawierzchnia była lżejsza od kamiennej czy bitumicznej, a przy okazji tłumiła hałas końskich kopyt i toczących się jezdnią, często nieogumionych, kół dorożek i wozów konnych. Ekipa rozbierająca szczątki "Poniatoszczaka" paliła ogniska z zachowanych kostek bruku: solidnie nasączone smołą drewno nie nasiąkało wodą i paliło się doskonale. Moim zdaniem barbarzyństwo... Pozwoliłem sobie wtedy, nie pytając nikogo o zgodę, przywłaszczyć sobie kostkę takiego bruku. Leżało ich tam wiele, rozrzuconych bezładnie, obok widać było wygaszone ognisko z resztkami drewnianego bruku, który nie nadawał się na złom, więc został "zutylizowany" ogniem. Zdaję sobie sprawę, że to co zrobiłem było mało chwalebne. Nie mam takich zwyczajów i generalnie kłóci się to z moim systemem wartości. Skoro jednak miało to "pójść z dymem"... Ale mam cichą nadzieję, że szkodliwość społeczna mojego czynu była niewielka, a zachowana kostka ze "starego Poniatoszczaka", mimo znikomej wartości materialnej, pozostanie ciekawym reliktem obiektu, po którym pozostały jedynie wspomnienia i trochę zdjęć.



XII 2011. To już końcówka istnienia "starego" Poniatoszczaka. Widok w stronę Centrum Warszawy.



XII 2011. Widok w stronę prawego brzegu Wisły. W lewym górnym narożniku zdjęcia majaczy zarys Stadionu Narodowego.



XII 2011. Szczegół. Wygięta w górę końcowa część zwalonego przęsła sugeruje, jak musiało zsuwać się z filaru w chwili wysadzenia.



XII 2011. Kikut słupa z widocznym fragmentem mechanizmu windki korbowej.



XII 2011. Widać szczątki rurociągów i innych instalacji, poprowadzonych pod nawierzchnią mostu.



XII 2011. Od pewnego czasu w mediach było dość "głośno" na temat tych ruin (niektóre lokalne redakcje pisały o tym w takim tonie, jakby niespodziewanie odnaleźli co najmniej Bursztynową Komnatę - Warszawiacy za dychę, psiakość...) więc miejsce zaczęło przyciągać licznych spacerowiczów.



2012. Prace rozbiórkowe w toku.



2012. Wyrywanie z piasku i mułu wrytej wgłąb konstrukcji przęsła.



2012. Sprzęt ekipy rozbiórkowej. Napis na kabinie sugeruje, że użytkownicy tej maszyny nie mieli najlepszego zdania na temat jej kondycji.



2012. W rozbiórkę zaangażowane były także jednostki pływające.



2012. Szczątki mostu w trakcie prac rozbiórkowych.



2012. Wyrwane z dna Wisły szczątki. Widać pozostałości ozdobnej balustrady mostu.



XII 2012. Posprzątane. Teraz jest już "ładnie".



Kostka brukowa sama w sobie nie wygląda szczególnie okazale - zwykły drewniany klocek, o wymiarach około 216x120x80 mm. Resztek wiślanego piasku, przyklejonych prawdopodobnie do smoły, którą nasączano kostki, nie usuwałem celowo 🙂


* * * * *
Wyjaśnienie dla - coraz mniej licznych na tej stronie - forumowiczów: zdaję sobie sprawę, że to wszystko jest dla miłośników historii naszego miasta "oczywistą oczywistością". Pozwoliłem sobie na taki wpis, ponieważ chciałem się pochwalić swoimi amatorskimi foto-wybrykami komuś, kto nie używa facebooka. Wpis na ogólnodostępnej części Forum mogę podesłać jako link.
Ale jeśli ktoś ze "starych" forumowiczów zechciał to przeczytać i obejrzeć, to się oczywiście bardzo cieszę Wink


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Apodemus dnia Czw 15:55, 27 Lip 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wojenne tajemnice - WARSZAWA i OKOLICE Strona Główna -> Ciekawostki "z" i "o" Warszawie. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin